Castaneda Castaneda
446
BLOG

Etos traktorzystki czyli ktoś musi wychowywać dzieci

Castaneda Castaneda Polityka Obserwuj notkę 5

Pani Hanna Samson polemizuje na łamach Interii z pewnym tekstem z Wprost i w tejże polemice stwierdza co następuje:

"Feministki nie walczą o to, żeby wszystkie kobiety pracowały zawodowo"

Więc o co walczą?

"Chodzi tylko o to, by nie były przykrawane do męskich wyobrażeń o "prawdziwej" kobiecości, lecz mogły same decydować o sobie"

Ja to rozumiem tak, że feministki nie chcą by mężczyźni zmuszali je do zajmowania się dziećmi i domem tylko dlatego, że tak stereotyp "prawdziwej kobiecości" głosi że powinny. Czy aby na pewno jest to wymysł ponurego patriarchatu, jak głosi np. Kinga Dunin?

O ile doskonale rozumiem chęć podejmowania pracy przez młode kobiety przed macierzyństwiem i przez dojrzałe z odchowanymi dziećmi, o tyle narzekania, że "panie nie pracują bo są nadmiernie obciążone obowiązkami rodzinnymi" zakrawa na jakiś absurd, wynikający zapewne z całkowitego niezrozumienia istoty rodzicielstwa.

Z pretensjami takimi wyjechała niedawno pani Joanna Ćwiek z Agory w artykule "Co druga Polka nie pracuje" będącym pomieszaniem statystyk GUS (w leadzie) lub TNS OBOP (w tekście) z prywatnymi opiniami autorki. A konkretnie, każda cytowana liczba jest opatrzona prywatnym, wartościującym komentarzem aby czytelnik nie miał wątpliwości co należy myśleć o danym wyniku.

I tak, autorkę dziwi i oburza, że "nadal jest spora grupa "żon przy mężu"" czyli po prostu kobiet, które uważają że mąż powinien zapewniać rodzinie utrzymanie a one zajmują się domem. Jej zgorszenie budzi fakt, że "pracujące kobiety to zaledwie 38 proc. wszystkich Polek". Najgorsze w tym wszystkim jest, że "prawie połowa z nich deklaruje, że gdyby miały inne źródło dochodu, bez żalu zrezygnowałyby z pracy". Ale - na pocieszenie - pani Joanna konstatuje, że są to w większości niewykształcone wieśniary. I daje nam szanse na przyszłość, dodając że "na szczęście (...) młode, wykształcone dziewczyny z dużych miast zadeklarowały, że dla nich praca jest wartością".

Czy człowiek żyje by pracować, czy też pracuje by żyć? Pani Ćwiek najwidoczniej, uważa że to pierwsze. Ja uważam, że to drugie - gdybym mógł żyć nie pracując, to z przyjemnością oddałbym się ciekawszym zajęciom.

Czy zamieniłbym się ze swoją żoną i pracował w domu? Jeśli byłaby taka potrzeba to tak. Dlaczego najczęściej jednak zajmuje się tym kobieta? Powody są dwa.

Biologia nie religia

Zacznijmy od faktów. Tylko żeńskie osobniki Homo sapiens mogą rodzić potomstwo i są ewolucyjnie lepiej od samców przystosowane do jego wychowania, zwłaszcza w fazie niemowlęctwa. Zarówno w sferze fizjologicznej (mężczyźni nie mogą karmić piersią) jak i psychologicznej (przypomnijcie sobie co lekarze mówią o noworodku słuchającym bicia serca matki).

Napisałem powyżej "los matki" w cudzysłowie - określenie "los" budzi skojarzenie z "padołem" czyli negatywne. Że macierzyństwo jest doświadczeniem niezwykle pozytywnym poświadczy każda matka (ja poświadczę że takie jest ojcostwo). Osoby, które nie dorosły jeszcze do bycia rodzicami mogą epatować znajomych obrzydzeniem do "wrzeszczących i wiecznie obsranych bachorów", ale wśród ludzi którzy do rodzicielstwa już dojrzeli budzi to raczej uśmiech politowania.

Jeśli więc kobieta decyduje się urodzić dziecko - a większość znanych mi kobiet zaczęła odczuwać taką nieodpartą potrzebę około 30-tki - to powinny zdawać sobie sprawę, że przysługuje im prawo do niepracowania w okresie macierzyństwa. Prawo, a nie ponury obowiązek.

Jaka praca taka płaca

Drugi powód jest taki, że jako mężczyzna zarabiam więcej. Dlaczego? Dlatego, że częściej niż moje koleżanki z pracy zostaję po godzinach lub jestem dyspozycyjny w soboty i niedziele, jeśli jest taka potrzeba. W firmie, w której pracuję na dobrze opłacanym stanowisku menedżera projektów IT kobiety zajmują wyłącznie gorzej opłacane stanowiska (z jednym wyjątkiem, o którym dalej).

Dlaczego? Głównie dlatego, że dobrze płatne IT ich nie interesuje. Zaś stanowisko sekretarki jest opłacane gorzej od mojego, bo potencjalnych sekretarek można na rynku znaleźć wiele, a wysoko wykwalifikowanych programistów - mało. A programistek - prawie w ogóle.

Mam za to panią prezes, jeszcze lepiej opłacaną ode mnie bo pracuje jeszcze więcej. Jednak z tego powodu nie założyła rodziny i nie ma dzieci. Ja jej współczuję, bo z czasem będzie to jeszcze trudniejsze. Ja jako ojciec mogę przesiadywać niedziele w pracy, kobieta jako matka nie może. Chyba, że wynajmnie opiekunkę ale o tym dalej.

Katofaszystowski model rodziny?

Czy więc kobiety muszą wychowywać dzieci i zajmować się domeme? Nie, nie muszą. Ale ktoś musi. Oscylując na granicy absurdu można powiedzieć, że mężczyźni mogliby, gdyby mieli piersi i wysoki głos, uspokajający dziecko.

Kobiety nie zajmują się dziećmi i domem "bo tak". To nie katolicki patriarchat (będący dla Kingi Dunin złem wcielonym), a biologia ustawia nas w tradycyjnym modelu rodziny, w którym ojciec pracuje w pracy a matka w domu.

Jest to układ równie sprawiedliwy dla obu stron - ani matka nie obija się w domu (jak sądzi część mężczyzn), ani mężczyzna nie obija się w pracy (jak sądzi część kobiet).

Można powiedzieć, że jest on dla obu stron po równo niesprawiedliwy - przeważnie obydwoje zapieprzają równie ciężko i chyba to jest najtrudniej sobie uświadomić każdej ze stron. Ta świadomość pozwala mężowi szanować wysiłek wkładany w pracę przez żonę, a żonie pracę męża.

Opiekunki, przedszkola, dziadkowie

Sytuacja, w której kobieta musi szukać pracy bo mężczyzna zarabia za mało to moim zdaniem patologia ale i częsta konieczność. Pracująca matka siłą rzeczy poświęca mniej czasu dzieciom i to w okresie, w którym kontaktu z nią najbardziej potrzebują.

Pani Ćwiek cytuje w swoim tekście prof. Janusza Czapińskiego, psychologa:

"Wiele kobiet nie szuka pracy, bo mają już zajęcie w domu. Muszą opiekować się dziećmi albo chorymi rodzicami. Gdyby poszły do pracy, musiałyby na swoje miejsce wynająć opiekunkę. A to mogłoby kosztować tyle, ile same zarobią. To się nie opłaca."

Oczywiście, że się nie opłaca, chyba że kobieta faktycznie zarabia krocie. Poza tym czy rzeczywiście warto oddawać swoje dzieci pod opiekę obcej kobiecie? W imię czego?

Jak pisałem wyżej, praca rzadko jest samorealizacją, znacznie częściej ciężką harówką. Wyjątkiem może być praca wziętej feministki czy publicystki, bo zwykle łączy się z lansem, mile łechczącym własną próżność.

Warto również zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Obecnie, czy to gdy sytuacja zmusi do pracy żonę czy gdy się ona po prostu nie wyrabia (trudno jest odkurzać z 2-latkiem czepiającym się za nogi) zwykle zatrudniam opiekunkę, czyli mniej lub bardziej obcą kobietę, która za pieniądze zajmuje się dzieckiem np. idzie z nim na spacer.

Dlaczego? Głównie dlatego, że jak idiota w wieku młodzieńczym opuściłem rodziców, co było motywowane owczym pędem każącym dzieciom europejskiej inteligencji porzucać na zawsze dom rodzinny a nazywanym "usamodzielnieniem". Skrajną patologią jest izolowanie dzieci od dziadków przez niektóre rodziny inteligenckie, by ci przypadkiem nie nauczyli dziecka czegoś staroświeckiego.

Gdybym tego nie zrobił, to mógłbym teraz nie przejmować opiekunkami bo z pomocą żonie zawsze służyliby dziadkowie, którzy teraz dopraszają się by przyjeżdżać do nich z dzieckiem jak najczęściej.

Przypisy:

Oczywiście mężczyzna w XXI wieku również może karmić dziecko butelką, ale jest to dla dziecka nieoptymalne, bo traci np. przeciwciała dostarczane mu w mleku matki. Zaś mleko krowie jest zoptymalizowane dla potomstwa krowy, a nie człowieka.

Przy wychowaniu dzieci natomiast podstawowym pytaniem jest nie "czy da się coś zrobić" tylko jak zrobić to z największą korzyścią dla dziecka (optymalnie). W praktyce najczęściej sprawdza się robienie tego co podpowiada ludzka natura (fizys i psyche), z uwzględnieniem zdobyczy techniki.

To jest naprawdę mądrze urządzone, niezależnie od tego czy w wyniku ewolucji czy kreacji.

Wnioski:

Tekst ten jest przeznaczony dla mężczyzn i kobiet będących w rozterce. Jest ona często udziałem tych, którzy słysząc przeciwstawne zalecenia z mediów i od znajomych nie potrafią znaleźć swojej drogi i miotają się z jednej skrajności w drugą. Życie jest proste i przyjemne, jeśli wie się dokąd się idzie.

Źródła:

Hanna Samson, "Kobieta IV RP", Interia http://kobieta.interia.pl/samson/hanna_samson/news?inf=813992&pge=1

Joanna Ćwiek, "Co druga Polka nie pracuje", praca.gazeta.pl, http://praca.gazeta.pl/gazetapraca/1,74785,3711347.html

Castaneda
O mnie Castaneda

Sól w nasze rany, cały wagon soli By nie powiedział kto, że go nie boli Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku By nie powiedział kto, że widzi jasno

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka